czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział drugi, część czwarta: Konfrontacja

Pociąga nosem, żeby w następnej kolejności położyć się na plecach. Sufit ma właściwości kojące. Dopiero on doprowadza do pozornego spokoju. Przez głowę przelatuje mu tysiąc myśli na minutę, na samym czele stawiając własne łajdactwo. Nie jest przecież takim człowiekiem. Nie krzywdzi. To nie leży w jego naturze. Teraz jednak trudno mu myśleć o sobie w innych kategoriach. Jakim cudem znalazł się w hotelowym pokoju z męską dziwką, tak owładnięty pragnieniem, że wyparło ono wszystkie wyższe wartości, w które wierzy? I jak, do cholery, żądza zaczęła górować nad rozsądkiem? 
Sam jest sobie winien. Chciał sprawdzić jak jest zepsuty? Chciał zniżyć się do poziomu godnego pożałowania? Cóż, bez trudu udało mu się to osiągnąć. Jak na zawołanie sprowadził na siebie hańbę. Ma wrażenie, że brak mu jedynie napisu zdrajca na czole, by uwieńczyć pogardę, jaką czuje sam do siebie. Zdaje sobie sprawę, jak pretensjonalne jest leżenie na ziemi i użalanie się nad sobą, ale żadne inne, bardziej konstruktywne rozwiązanie, nie przychodzi mu do głowy. Przepaść pomiędzy tym, jak mogłoby wyglądać jego życie, a co z nim zrobił, jest zwyczajnie zbyt wielka. 
Z amoku wyrywa go dźwięk przychodzącego połączenia. Odszukuje telefon i przykłada go do ucha, nie odzywając się jednak. 
— Gdzie ty jesteś? - Głos Loreen przepełniony jest irytacją. 
— W mieście - odpowiada głupio, zanim coś bardziej kreatywnego przychodzi mu do głowy. Ledwo dowierza, że w ogóle ma czelność jeszcze się do niej odzywać. - Niedługo będę w domu. Miałem atak weny i postanowiłem to wykorzystać. 
— Obiad będzie za dwadzieścia minut, więc lepiej się nie spóźnij. Pół dnia siedziałam w kuchni. 
— Oczywiście, kochanie. - Rozłącza się, a gula w jego gardle powiększa się do niepokojących rozmiarów. Sam nie wie, jak udaje mu się podnieść z ziemi ani jak odnajduje taksówkę. Poprawia kołnierz, mierzwi włosy i zapina, wcześniej przeoczony, guzik koszuli. Bierze kilka głębokich oddechów i dopiero wtedy odważa się przekroczyć próg mieszkania. W środku wszystko jest takie samo. Nic nie krzyczy, że właśnie zdradził żonę, nic nie informuje go, że ma zabrać swoje rzeczy. Tylko on sam ma ochotę napiętnować się na wieczność. Nigdy nie miał być takim mężczyzną. Przypuszcza jednak, że nikt nie bierze ślubu ze świadomością, że zerwie swoją przysięgę. 
Skopuje z nóg buty i przechodzi do kuchni. Loreen siedzi przy stole, więc zajmuje miejsce naprzeciwko, uśmiechając się przepraszająco za spóźnienie. Rozgląda się dookoła, nasłuchując dźwięków konsoli albo chociaż telewizora, ale w mieszkaniu jest cicho. 
— Twoja mama zaprosiła Harvey'a na noc. Odwiozłam go tam po szkole. - Kobieta odpowiada na niezadane jeszcze pytanie, umożliwiając tym samym Sorenowi milczenie. Przytakuje, udając zadowolenie z nieobecności syna, w rzeczywistości jednak niepokojąc się świadomością pozostania tylko z żoną. Jeszcze wczoraj nie byłoby to problemem. Dzisiaj nawet spojrzenie jej w oczy jest szczytem wszelkich możliwości. - Pomyślałam, że dobrze nam zrobi spędzenie czasu we dwoje. 
— Pachnie wyśmienicie - odpowiada wymijająco, nakładając sobie porcję makaronu. Nie jest głody, ale spodziewa się, że odmówienie posiłku równałoby się nieprzyjemnej wymianie zdań, a przecież już wystarczająco namieszał. - Jak w pracy? - pyta, żeby zabić ciszę. 
— Jak zwykle wszystko na mojej głowie. Chyba powinnam się przyzwyczaić. 
— Jesteś niezastąpiona, nic dziwnego, że bez ciebie sobie nie radzą. 
Usta kobiety rozciągają się w uśmiechu, jakby ten nędzny komplement faktycznie wiele dla niej znaczył. Przesuwa swoją dłoń w kierunku Sorena i splata ich palce razem. Palą. Przeżerają się przez skórę jak kwas. Atakują wnętrzności mężczyzny, odbierając mu możliwość ucieczki. W jaki sposób mógłby jej powiedzieć o swoim występku, skoro zadowala ją kilka, niekoniecznie nawet przemyślanych, słów? 
— Soren... tęskniłam za tobą. 
— Codziennie jestem w domu - odpowiada, marszcząc w niezrozumieniu brwi. 
— Jesteś, ale Cię nie ma. Albo wracasz późno i od razu idziesz spać, albo zamykasz się w gabinecie, żeby pisać. Dlatego cieszę się, że znalazłeś trochę czasu dla mnie. Nie chciałabym, żebyśmy skończyli jak te pary, które nie mają o czym rozmawiać i łączy je tylko dziecko i czynsz za mieszkanie.
Tego się nie spodziewa. Loreen rzadko narzeka na ich małżeństwo, jeszcze rzadziej snuje nasycone pesymizmem plany. Czyżby czuła się zagrożona? Mężczyzna zaciska usta w wąską linię i unosi wzrok na żonę, mocniej ściskając jej palce. Brak mu słów, mimo że przecież to one zapewniają mu dach nad głową. Powinien wiedzieć, co mówi się kobietom w takich chwilach, ale nie ma bladego pojęcia. Posiada jedynie wrażenie, że świat uparł się, by go pogrążyć w poczuciu winy, wybierając na tę rozmowę właśnie dzisiejsze popołudnie. 
— Muszę skończyć tę książkę do końca stycznia, ale później będę miał więcej czasu. Możemy jechać na narty albo wybrać się w jakieś egzotyczne miejsce, co tylko chcesz. Wiem, że ostatnio jestem trochę nieobecny, ale proszę cię, żebyś uzbroiła się w cierpliwość na te dwa miesiące, dobrze? 
— Chyba mogę to przemyśleć - mówi, a w kącikach jej ust czai się zwycięski uśmiech. 
Reszta posiłku przebiega w całkowitej ciszy. Soren z ledwością przełyka kolejne porcje obiadu, marząc o udaniu się do swojego gabinetu, zabarykadowaniu się tam na najbliższe dziesięć lat i zapomnieniu, że ma jakiekolwiek zobowiązania. Kiedy więc zjada swoją porcję do końca, wstaje od stołu i wkłada naczynia do zmywarki. Nie ma jednak możliwości szybciej ucieczki, bo czuje ramiona oplatające go w pasie i już wie, że jest skończony, że zaraz wylądują w łóżku, a on utopi się albo w kobiecych jękach, albo poczuciu winy.
*** 
Zgodnie z obietnicą złożoną synowi, w szkole pojawia się sam. I choć perspektywa spotkania się z nauczycielem w sprawie potyczki dziewięciolatków wydaje mu się drobną przesadą, ma przynajmniej trochę czasu na przemyślenie pewnych spraw. Loreen zdaje się być dużo szczęśliwsza niż jeszcze kilka tygodni temu, co wydaje się wręcz niedorzeczne, biorąc pod uwagę, że to właśnie teraz stał się żałosną imitacją męża. Erich nie ma zamiaru się do niego odezwać, a fakt, że go to dotyka, jedynie wzbudza w nim nadmierną irytację. Wszystko pomieszał. Miał udane życie: kochającą żonę, zdrowego syna, całkiem niezłe stosunku ze wszystkimi członkami rodziny. Teraz z ledwością może spoglądać na kogokolwiek z nich, jakby w oczach każdego widniała prawda na temat tego, co zrobił. 
Wzdycha ciężko, przymykając powieki na kilka sekund. Musi się uspokoić. Zebrać myśli i skupić na tym, co jest ważne w tym momencie. Wstaje z plastikowego krzesła na korytarzu i przekracza próg sali od angielskiego, gdzie przy biurku już czeka na niego nauczyciel Harvey'a. 
— Pan Luth? 
— Tak. 
— Niech pan siada. 
Soren zamyka za sobą drzwi i zajmuje miejsce po drugiej stronie wysłużonego biurka. Mężczyzna, który za nim siedzi wygląda na zmęczonego. Ma delikatnie podkrążone oczy, zaniedbany zarost i mgliste, niezbyt bystre oczy. Uśmiecha się na powitanie, ale i ten uśmiech nosi w sobie przejawy wyczerpania. A jemu wydawało się, że praca pisarza należy do trudnych... 
— Chciałbym porozmawiać o incydencie, do którego doszło kilka dni temu. Muszę przyznać, że byłem odrobinę zdziwiony, widząc że Harvey brał w tym udział. Zazwyczaj trzyma się z boku i nie wpada w żadne kłopoty - mówi, a jego spojrzenie nagle się wyostrza. 
— Nie jest pan jedyny. Ja też byłem zdziwiony. 
— Nie tolerujemy w tej szkole żadnych form przemocy, dlatego... 
— Niech mnie pan posłucha - przerywa mu - osobiście ręczę, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy mój syn wplątuje się w jakiekolwiek bójki. Dopilnuję tego. 
— Mam nadzieję, bo w przeciwnym wypadku będę zmuszony podjąć bardziej radykalne kroki niż wezwanie rodziców do szkoły - odzywa się, wciąż świdrując Sorena wzrokiem. Jest w tym spojrzeniu coś niepokojącego, jakby właśnie prześwietlał go na wylot, dowiadując się rzeczy, których nie powinien. Jest to na tyle niewygodne, że Luth zmuszony jest odwrócić głowę pod pretekstem poluźnienia krawata. - Poszedłby pan ze mną na kawę? 
Niemalże krztusi się powietrzem. Mruga kilkakrotnie i unosi wysoko brwi, jakby ktoś właśnie go spoliczkował. Czyżby właśnie się przesłyszał? Nie do końca wiedząc, co powinien zrobić, powraca spojrzeniem do nauczyciela i zauważa, że na jego zmęczonej twarzy czai się łobuzerski, zupełnie niepasujący do aury zmęczenia, uśmiech. 
— Chętnie - odpowiada, nie mając pojęcia, dlaczego właściwie się zgadza. 

No. W końcu. Mówiłam, że będzie w lipcu, joł.
Mało gejozy, ale obiecuję, że w następnej części będzie.
A ta pojawi się już niebawem.

7 komentarzy:

  1. Miło się Ciebie czyta, dlatego lubię do Ciebie wracać. Masz "to coś" czego mi brakuje, bo mimo że jestem dorosły i w miarę normalny, ciągle szukam czegoś co pewnie jest zbyt blisko bym o zauważył.
    Ludzie to pokrętne istoty, splecione z uczuć, emocji i małej dozy logicznego myślenia. Czasem, kiedy myślę, że nikt mnie nie widzi, rozkładam na trawie plastikową torbę z taniego sklepu, kładę się na niej i patrzę w niebo. Zwykle nic nie widzę. Kołderkę z chmur, okrywającą miasto. Ale to właśnie moja chwila. Przyjemność, która coraz bardziej wciąga. W zabieganym świecie, pełnym brudnego chaosu, ta chwila spokoju, sprawia, że człowiek może się zatracić. Coraz trudniej było mi wracać do rzeczywistości. Krucha granica, która była między moim czasem a pędem życia, stawała się coraz trwalsza i grubsza. Zaskoczyło mnie to, że już nie umiem decydować kiedy mogę przekraczać te granicę. Setki razy wysiadłem na niewłaściwym przystanku, kiedy siedząc w autobusie, przyglądałem się twarzom mijanych ludzi. Czasem zastanawiałem się kim są, dokąd zmierzają i dlaczego nie zwracają na mnie uwagi, tak jak ja na nich. Innym razem, zaciskałem mocno powieki, powstrzymując się przed rzucaniem oskarżeń, na ludzi, którzy nie mieli ze mną nic wspólnego. Ale nie mogę na to nic poradzić.
    Ty właśnie uchwycasz to wszystko.
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę mnie to zdziwiło, jak nauczyciel zaproponował spotkanie, ale na pewno będzie ciekawe. Najlepsze jest to, że on na pewno wie, że Soren ma żonę, ale to będzie ciekawe rozwinięcie akcji. I jeszcze pozostaje brat, który ma na niego dobry haczyk. Zapowiada się ciekawie, choć główny bohater sprawia u mnie wrażenie ciapy, która sama nie do końca umie sobą decydować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hu, i jestem przy końcu. Co prawda skończyłam już dobre pół godziny temu, ale musiałam sobie chwilę odsapnąć, ułożyć myśli, żeby tak na wyjca się nie drzeć, że kurwa, podobało mi się, tylko stworzyć coś bardziej konstruktywnego. I jak już mi emocje oklapły (one opadają w porę, szkoda, że nie penis Sorena...), to mogę pisać.
    Co do głównego bohatera - nie wiem, jak to robisz, ale nieważne, ile on będzie miał płaczliwych momentów, jak bardzo słaby się stanie, po dwóch następnych zdaniach znów widzę w nim silnego mężczyznę i nic mi tego obrazu wymazać nie może. Zniszczonego wewnętrznie, to fakt, ale nadal takiego... Którego się z miejsca respektuje, po prostu. Jego wszystkie wahania, to, że ma emocje - bardzo mi się to podoba. Ej, to, że jest mężczyzną, nie znaczy, że nie słabości. W dodatku to, jak je pokazujesz... mmm, miód na moje obolałe po dwóch i pół tuzinach przesłodzonych mang yaoi serce. xDD Cóż poradzę - nieważne, ile w nim będzie zniszczeń, ile złych rzeczy zrobi, ja wciąż go kocham. Żałuje jego żony, to fakt, ale jego nadal kocham i nie potrafię znienawidzić. On sam się rzuca wewnętrznie, przecież się nie prosił o miłość do brata, nie prosił się o własne uczucia. I tak mi się te jego wątpliwości, rozterki, katusze podobają, no tak, o, po prostu tak. Właściwie, jego życie naprawdę powinno być idealne, szczęście przerywane tylko przez pisarskie zacięcie, reset pisarskiego mózgu. Bo i relacje z synem umiał stworzyć, i z żoną (wymoszną relację, pełną niewypowiedzianych słów, które kończą się czynem, a on już jest kłamstwem, ale nadal umiał ją podtrzymać). Czuż, że kocha swoją rodzinę. Że w zasadzie mógłby być porządnym człowiekiem, bo zastanawia się nad krzywdzą swojej żony, bo stara się zrobić wszystko, żeby jego syn nie był nieszczęśliwy. Mógłby być, ale niestety nie jest. Ma dusze dobrego człowieka, który nie potrafi poradzić sobie z pragnieniami ciała. Tylko tyle, co? Tylko tyle wystarcza, by przekreślić człowieka. Ale zdrada nigdy nie była i nie będzie dobra. Ani pożądanie własnego brata. I on to wie, to go rozdziera, a mnie tak przyjemnie łechta, gryzie w płuca i sprawia, że chce więcej. W pamięci cały czas powtarzają mi się słowa: "Czy mogę być silniejszy od niej?" i uważam, że cały ten akapit, w którym Soren zapisuje swoje myśli jest najlepszym fragmentem całego opowiadania. Dla mnie jest najlepszy. Wydrukowałabym go sobie i wkleiła do pamiętnika, niestety moje pamiętniki z natury mają krótkie żywota, a wolałabym, żeby ten frgament został ze mną na dłużej. Podobała mi się też jego relacja z bratem. O, jak mi się nienawiść młodego podobała. Jego arognacja, bunt, pewność siebie. Jak czuł się silniejszy od swojego starszego brata i do tego stopnia stał się perfidny i wypaczony, że mógł rzucić mu w twarz taki rozkaz. I podobało mi się to, że Soren przy nim nagle stawał się taki słaby, nieporadny, jakby nagle się skurczył, stracił na wadzę i wzroście. Że przy nim stawał się taki... nie uległy, ale samego siebie stawiał na tej gorszej pozycji. Cholernie mi się to podobało, możesz winić moje spaczone serce i wykoślawione płuca (nie wiń umysłu, jego już dawno nie ma). I nawet ta relacja z matką, znaczy... Właściwie, jej nie pokazałaś, ale czuć ją w tym noszonym z przymusu szaliku. Przecież nie musiał, naprawdę, nikt go nie kontrolował. A jednak go zakładał. I ten szalik też mi się jakoś dziwnie zaczął podobać i... Nie wiem, czy moje odczucia są dobre. Mam dwa, sprzeczne - że Soren tak bardzo kocha swoją matkę, że zrobiłoby mu się przerażająco źle, gdyby ona w jakimś bliżej nieokreślonym czasie mogła zobaczyć, że on tego szalika nie nosi. I to by było piękne. Pasowało do tej jego strony dobrego człowieka. Nie tego słabego i gorszego, jakim jest przy swoim bracie, ale do tego... Tego, do którego czuje się mimowolny respekt, nawet jeśli jest miły i dziwnie czuły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga opcja, którą jestem w stanie wymyślić jest taka, że Soren zakłada go przez to, że sam narzucił sobie przymus tego obowiązku. Nie wychodzi on ze starchu o uczucia matki, a o to, że mógłby dostać jakąś wyimaginowaną karę, o jego samego. I to pasowałoby do tej jego strony, którą pokazuje przy Erichu. Jeszcze ciągnąć temat głównego bohatera i jego relacji z innymi, to znajomość Soren - znajoma Ericha, przekonywała mnie jeszcze bardziej, że Soren urodził się po to, żeby być dobry, a jego ciało po drodze to zniszczyło. Bo mimo wszystko przejął się jej uczuciami, mimo, że wcale nie musiał. Mógłby to być też jego egoizm, to, że zna swoje słabości i nie chce później pluć samemu sobie w twarz (do czego jest zdolny). Ale wolę wierzyć, że kierowało nim naturalne dobro. Ogólnie pokochałam Sorena za wszystkie sprzeczności, które w nim żyją. Za wątpliwości go niszczące i za to jego dobro, które od niego czuje, a które jest coraz mocniej spychane przez pragnienia ciała. Razem z nim patrzyłam się w sufit, kiedy przerżnął męską dziwkę i chciało mi się płakać z tego bezdennego smutku i bezradności. Ale to wszystko przez takiego małego pierożka żyjącego we mnie, który jest nader emocjonalny, nie przejmuj się nim. Została jeszcze relacja, która się dopiero tworzy Soren - nauczyciel. I ona bardzo mnie intryguje, bo kompletnie jej nie rozumiem. Chciałabym znać powody nauczyciela, bo powody Sorena nie są możliwe do racjonlanego wyjaśnienia. A może nauczyciela też nie? Może on też kierował się chwilowym pragnieniem? Chociaż wątpię, to biorę pod uwagę taką możliwość i czekam niecierpliwie na rozwinięcie.
      Co mi się jeszcze podobało, to to, że wprowadziłaś wiele wątków, które są ze sobą połączone bardzo cienką nicią. Bo wszystko miało jakiś powód, jakiś sens, jakaś znajomość wpłynęła na inną i tak dalej. A to bardzo ładnie komponuje się z myślami głównego bohatera o przeznaczeniu i przypadku, które nawiasem mówiąc i mi są bardzo bliskie.
      Zarzut mam tylko do tego, że miarę czytania kolejnych rozdziałów coraz mniej dbałaś o czystość tekstu. Coraz więcej literówek, drobnych błędów. To denerwuje, jak czytasz dobry tekst pod względem fabularnym i musisz udawać, że wcale nie widzisz błędów zapisu. W wolnej chwili przejrzyj teksty jeszcze raz lub jeśli chcesz - mogę Ci te literówki powypisywać, ale... Ej, jak mi ktoś zostawia komentarz i wypisuje mi tam moje błędy do poprawy, to mnie to jakoś automatycznie wkuriwa, a nie chcę, żeby Ciebie ten komentarz wkurwił, więc po prostu daj jakoś znać, że tego chcesz/nie chcesz.
      Chciałabym dać jakieś ładne podsumowanie, ale właściwie wszystko to co chciałam powiedzieć, powiedziałam. Opowiadanie jak dla mnie jest dobre, pochłonęłam je w chwilę, było bardzo smaczne, dziękuję za posiłek i z przyjemność przyjdę zjeść następny. xDD

      Usuń
  4. Wow. Tylko tyle mogę powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń