piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział drugi, część druga: Konfrontacja

Nic do tej pory nic nie zaskakuje go tak bardzo, jak te słowa. Niedorzeczność, z którą ma do czynienia jedynie upewnia Sorena, że jego brat jest dużo bardziej pijany niż mu się wcześniej wydawało. Komentuje wypowiedź jedynie cichym westchnieniem, kolejnym tej nocy, po czym kładzie dłoń na głowie Ericha.
— Jest już późno, powinieneś odpocząć – mówi spokojnie, wstając z miejsca, po raz pierwszy czując, że może opuścić ten pokój bez sprowadzania na siebie jeszcze większych kłopotów. Zupełnie jakby rozkaz młodego Lutha otrzeźwił mu umysł i pozwolił na racjonalizm. – Porozmawiamy jutro. 
— Będziesz żałował tej decyzji. – Prycha z irytacją, całkowicie pewien, że ma zupełną rację. Nie zatrzymuje Sorena. Pozwala mu wstać z miejsca, a następnie wyjść z pomieszczenia. Jeszcze przez chwilę w bezruchu obserwuje zamknięte drzwi, po czym przymyka oczy i przywołuje żywy obraz pieszczącego się brata. W tej wizji nie ma miejsca na podniecenie. To chłodna ocena sytuacji, w której zdobywa możliwość do manipulacji. Posiadanie karty przetargowej może okazać się pomocne w przyszłości, szczególnie dla kogoś, kto nieustannie wpada w kłopoty.
***
Zimny wiatr z łatwością przedziera się przez cienki materiał koszulki Sorena, brutalnie informując o głupocie, jaką było pozostawienie płaszcza w mieszkaniu. Styczeń nie jest łaskawy, o czym mężczyzna wiedział doskonale, wychodząc na mroźne powietrze. Sam nie do końca rozumie, dlaczego postanowił iść na spacer bez odpowiedniej odzieży. Wcale nie ma ochoty na przeziębienie czy grypę, a tym bardziej na bezczynne leżenie w łóżku przez dwa tygodnie. Mimo to, pojawia się w nim przeświadczenie, że właśnie tak powinno się zdarzyć. W momencie, w którym dociera do niego, że to pewnego rodzaju kara za zachowanie poprzedniej nocy, musi zahamować histeryczny śmiech. Porównanie pomiędzy odrobiną chłodu i masturbacją przy (nie)śpiącym bracie to jawna bagatelizacja problemu.
Wchodzi do parku, rozglądając się dookoła, zupełnie jak gdyby był tu pierwszy raz. Drzewa i krzewy są tak samo nagie, jak przed miesiącem, trawa pokryta szronem w ten sam sposób trzeszczy pod butami, a krzywy chodnik wciąż nie zachęca do spacerów. Gdzieś jednak zauważa ptaka, który pozostał na zimę w kraju, staruszkę sprzątającą po swoim psie, dziewczynę fotografującą zamarznięty strumień. To są zmienne, niedługo ich tutaj nie będzie, przeniosą się w inne miejsce, może wrócą do swoich domów, może przyjdą tutaj jutro, za tydzień, za rok, może stracą życie jeszcze w tym miesiącu. Co do zmiennych, Soren nigdy nie ma pewności, ile jest w nich przypadku, a ile przeznaczenia. Nikt nie jest w stanie udowodnić mu, że oni wszyscy nie znaleźli się w tym parku dlatego, że coś ma się stać. Nikt też nie jest w stanie udowodnić, że to czasem nie stek bzdur. To samo tyczy się Ericha. Jaką ma pewność, że uczucie do niego nie jest zmienną? Na ile może ufać sam sobie, że jest w tym coś więcej, że nie zniknie za kilka godzin, gdy na swojej drodze spotka długonogą blondynkę? Skazany na niewiedzę, dryfuje pomiędzy niewiadomymi. 
Dziewczyna z aparatem odwraca się w jego kierunku. Wtedy ją rozpoznaje; to znajoma jego brata, którą widział tu już wcześniej. Ona też go zauważa, uśmiecha się perliście i biegnie w jego kierunku. Wydaje się być lżejsza od powietrza, jakby płynęła do niego pełna zachwytu i niewinności. Ten widok zapiera Sorenowi dech w piersiach. Wcale nie dlatego, że w tej kobiecie odnajduje coś atrakcyjnego, wręcz przeciwnie. W podobny sposób zwykł spoglądać na swoją żonę, kiedy jeszcze uważał, że to miłość z prawdziwego zdarzenia, o którą walczył będzie po sam kres. Ona również wydawała się nie mieć ciała, być jedynie duchem, istotą zesłaną mu z jakoś szczególnego powodu. To go przeraża i fascynuje jednocześnie. Przede wszystkim, wywołuje chęć ucieczki. Tchórzostwo zawsze pojawia się w momencie, w którym spotyka przeszłość, a ta bije go po twarzy za brak realizmu. 
— Zamarznie pan – mówi z wyrzutem kobieta, patrząc na niego z wściekłością, jakby nie zakładając płaszcza, zrobił jej jakąś krzywdę. – Myśli pan, że pogoda pana nie obejmuje czy to celowy zabieg?
— Potrzebowałem świeżego powietrza – tłumaczy się, choć przecież nie jest do tego zobligowany. W każdym momencie może odwrócić się i odejść. Mimo to, stoi w miejscu, wpatrując się w nią, pocierając bezwiednie dłonie, zupełnie jakby ogarnęło go skruszenie.
— Następnym razem niech pan od razu zamknie się w chłodni, efekt murowany.
— Zapamiętam, dziękuję – mamrocze pod nosem zmieszany, niczym dziecko przyłapane na kradzieży cukierków.
— Mam nadzieję. Nie chciałabym, żeby coś się panu stało - wyznaje szczerze, uśmiechając się łagodnie. Wyciąga dłoń do przodu, jakby chciała go dotknąć, lecz w ostatniej chwili wycofuje się z tego zamiaru i przeczesuje własne włosy w nerwowym geście. - Chyba powinnam już iść, na pewno jest pan zajęty.
— Jestem - odpowiada, zanim zdaje sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć co najmniej niegrzecznie. - To znaczy... Jestem pewien, że pani również ma sprawy do załatwienia.
Moment niezręcznej ciszy przeciąga się w czasie, wymagając od Sorena kilku sztucznych uśmiechów, podrygiwania stopami i skupienia się na chłodzie ogarniającym całe jego ciało. W końcu skina do kobiety głową na pożegnanie i wycofuje się. Idzie szybko, jakby w obawie, że znajoma Ericha mogłaby go dogonić. Wątpi, by to spotkanie mógł uznać za owocne, biorąc pod uwagę, że nic konstruktywnego z niego nie wynikło, oprócz obopólnej chęci ucieczki. To jak przyłapanie rodziców podczas stosunku; trudno powiedzieć, która strona bardziej marzy o wymazaniu z pamięci tego zdarzenia.
Niby niewinne spotkanie, a wyzwala w Luthcie zadziwiająco wiele negatywnych emocji. Zdenerwowanie i świadomość podobieństw pomiędzy tą kobietą i jego żoną wydobywają na wierzch najbardziej prymitywne instynkty. Te natomiast zaczynają krążyć wokół jego własnej orbity, uderzając go przy każdym obiegu wspomnieniami. Mimo że Erich w sprawę nie jest zaangażowany, to właśnie on pojawia się w myślach, dominuje je swoją złośliwością i często złamanym nosem. 
Wyjmuje z kieszeni spodni telefon i wybiera znany na pamięć numer, po czym przykłada aparat do ucha i przymyka oczy, zatrzymując się w miejscu. Nie opuszcza go jednak wrażenie, że to nie on postanowił zaprzestać wędrówce, tylko świat dookoła. Po kilku sygnałach ma zamiar rozłączyć się, wyprzeć z pamięci tę chwilę słabości. Niestety, właśnie w tym momencie brat odbiera, na powitanie częstując go głośnym kaszlem, zwieńczonym przekleństwem.
— Czego chcesz, cwelu? 
— Erich... - zaczyna powoli, wzdychając ciężko, już żałując wykonania tego połączenia. - Chyba powinniśmy porozmawiać. 
— Nie sądzę, żebyś mieli o czym gadać, pedale. 
— Przestań - warczy ze złością, która przechodzi po kilku sekundach, znów stawiając go na przegranej pozycji. Nie ma żadnych argumentów, które wyjaśniłyby, co zaszło poprzedniej nocy. Nic więc dziwnego, że Erich jest zły, a skoro należy do osób, które wściekłości nie tamują, tylko dają jej upust, skierowanie jej w stronę Sorena wydaje się być najrozsądniejszą z możliwych opcji. - Nie chcę się kłócić. Po prostu myślę, że dobrze byłoby wszystko wyjaśnić. 
— I co, powiesz mi, że pomyliłeś łóżka? Że nie miałeś zamiaru zwalić sobie przy mnie? A może, że wcale nie rozważałeś obciągnięcia mi? - Prychnięcie po drugiej stronie, gardłowy śmiech i kilka przekleństw sugerują jasno, że Erich nie ma zamiaru łatwo przystać na jakąkolwiek propozycję starszego brata. - Daj sobie spokój, chory zboczeńcu. A przede wszystkim, odpierdol się ode mnie. 
Soren jeszcze przez chwilę trzyma telefon przy uchu, mimo że dźwięk zakończenia połączenia jasno dał mu do zrozumienia, że nie ma czego się spodziewać. Powoli wsuwa aparat z powrotem do kieszeni, po czym unosi głowę i sam nie wie czy jest bardziej wściekły, czy zrozpaczony. Klnie siarczyście pod nosem, po czym uderza z impetem w najbliższe drzewo. Ból rozchodzi się po członkach, a zasinione knykcie idealnie oddają stan psychiczny mężczyzny. Jest skończony. 
Och, udało się, coś napisałam.
Następnym razem będzie lepiej, słowo.

6 komentarzy:

  1. Pewnie znów każesz mi czekać na kolejny rozdział. Może jakoś to przeżyje, ale to tylko jedna z wielu możliwości.
    Cieszę się natomiast, że nie poszłaś w stronę banalnego zakończenia tej niezręcznej sytuacji. Dobrze się ciebie czyta. Tylko nie daj się zniechęcić i nie próbuj nawet się wykręcać od pisania, w jakikolwiek sposób. Należę do, raczej niewielkiego, grona ludzi, którzy lubią czytać podobne opowiadania, powieści czy jak jeszcze inaczej można nazwać literacki wymiar sztuki.
    Ale wracając do głównego tematu, bo znów gadam zbyt wiele. Podobają mi się twoi bohaterowie, którzy nie są przekolorowani a przez to bardzo prawdziwi.

    Jeśli chodzi o szablon, kiedyś sam się w to bawiłem, ale teraz robię tylko grafiki. Znajdzie się kilka ciekawych szablonarni na pewno :)
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoi bohaterowie są tacy... prawdziwi. Szczególnie Soren przypadł mi do gustu. Nie jest przerysowaną postacią, która walczy z całym światem i oczywiście z nim wygrywa. Irytują mnie postaci, które są odrealnione, Tobie i Twoim bohaterom to jednak nie grozi. Czytając to mogę bez problemu poczuć nastrój głównego bohatera, a historia nabiera wtedy innego wymiaru. Nawet wątek gejowski, dla którego zwykle zagłębiam się w tego typu historie, przestał mnie szczególnie interesować. Chcę za to wiedzieć jak potoczy się historia, nawet jeśli miałaby skupiać się w większości na przemyśleniach i cierpieniu Sorena. Piszesz ciekawie, dobrym stylem i bez błędów, co niestety nie jest często spotykane. Czekam z niecierpliwością na więcej, mam nadzieję, że nie porzucisz tej historii, a po jej zakończeniu zaczniesz kolejną.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój komentarz nie będzie tak wyczerpujący ale twoje opowiadanie bardzo mi się podoba i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział miał być i nima...
    Smucę się...

    OdpowiedzUsuń