poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział drugi, część pierwsza: Konfrontacja

Nie czuł się tak upokorzony, nawet gdy podczas narodzin Harvey’a omal nie zemdlał. Tym razem jest dużo gorzej, bo obiekt wywołujący zawroty głowy może bez problemu zrozumieć, co właśnie się stało. W pośpiechu zapina rozporek, karcąc siebie za każdy gest, za wzrok, którego nie sposób odwrócić, a przede wszystkim kretynizm wychodzący poza jakąkolwiek skalę. Pozwolił sobie na niewybaczalne i wątpi, by uszło mu to na sucho.
— Jestem pijany, ale nie ślepy – mruczy pod nosem Erich, uśmiechając się zadziornie.
— Wiem – odpowiada krótko. Głos jest słaby, ledwo słyszalny i sam w sobie krępujący, zupełnie jakby to, co się stało nie było wystarczające.
— Jesteś pedałem – stwierdza zadziwiająco trzeźwo, a wyraz jego twarzy nie zmienia się nawet odrobinę. Podnosi się do siadu, drapie się po karku, po czym sięga do kieszeni swoich spodni po paczkę papierosów. Odpala jednego z nich i zaciąga się, dym wydmuchując wprost na swojego brata. – Co na to Loreen?
— Jak myślisz, co na to Loreen? – odpowiada pytaniem na pytanie, prychając ze złości. Przeciera twarz dłonią. Wydaje się kilka lat starszy niż w rzeczywistości, mimo iż intelektualnie czuje, że cofnął się w rozwoju. – To, co się tutaj stało to nieporozumienie.
— Chyba chciałeś powiedzieć, że niedopowiedzenie… - rzuca luźno, zrzucając popiół na ziemię. Soren potrzebuje chwili, by zrozumieć, co ten ma na myśli, a kiedy sens jego słów wreszcie do niego dociera, głośno wypuszcza z płuc powietrze, klnąc siarczyście pod nosem.
— Obiecaj mi, że jej nie powiesz, Erich. Proszę – mówi, patrząc na niego błagalnie. Nie może zniszczyć swojego małżeństwa w taki sposób. Kocha tę kobietę, jak tylko to możliwe, gdy człowiek wmusza w siebie pewne uczucia i uczy się ich na nowo. Może zaoferować jej pomoc, wsparcie, wspólne posiłki i spędzone noce, ale żadna z tych rzeczy nie będzie tak znacząco określała jego osoby, jak pieszczenie samego siebie przy łóżku brata.
— Mam jeden warunek – stwierdza, gasząc na szafce nocnej niedopałek. Soren nawet tego nie zauważa. Jest zbyt owładnięty strachem, by móc zwracać uwagę na meble. Wpatruje się w twarz Ericha wyczekująco, a ten specjalnie wszystko przeciąga, żeby tylko zdenerwować go jeszcze bardziej. Perfidność na jaką sobie pozwala, przekracza wszelkie granice dobrego smaku, ale nawet to nie działa na starszego Lutha zniechęcająco. Świadomość, że mimo niewypowiedzianego jeszcze szantażu wciąż nie potrafi myśleć o nim tylko jak o swoim bracie jest niepokojąca, a przede wszystkim świadcząca o tym, jak głęboko pozwolił sobie w to wejść.
Młody mężczyzna przybliża się niebezpiecznie i kładzie dłoń na udzie Sorena, a jego twarz wciąż rozświetlona jest przez ten sam szyderczy uśmiech, co wcześniej. Sunie palcami w dół aż do jego kolana, a później wyżej, do paska od spodni, za który łapie, zmuszając Sorena, by ten przybliżył się do niego. Czuje jak mocno bije mu serce, kiedy to pijane stworzenie w tak bestialski sposób igra z jego pragnieniami i nie jest w stanie poruszyć się choćby o milimetr do tyłu.
— Obciągniesz mi. Teraz.

Krótko jak cholera.
Nędza.
Stwierdziłam jednak, że jeśli nic nie dodam to pomyślicie, że nie żyję.
A jeszcze trochę dycham.
Toteż, miłego.

3 komentarze:

  1. Znalazłem bloga przez polecenia znajomego.
    Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Jest bardzo lekki, choć wydawać by się mogło, że nadmiar słów komplikuje wszystko. Szkoda, że nie siedzę ci w głowie. Pewnie znalazłbym tak wiele ciekawych rzeczy.
    Chętnie przeczytam kolejne części, o ile przelejesz je na papier w ten swój magiczny sposób.
    Dychaj dalej. Nie ma co się poddawać tak szybko ;)
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział w tym tygodniu?
    Czuję nadciągającą ekstazę, choć sesja wbija mi swoje ostre pazurki między żebra
    :)

    OdpowiedzUsuń